Biorąc pod uwagę w którą stronę granicy w tamtych latach przemycało się złoto, obstawiam raczej legendę ludową.Gdy mowa o gościnności ,to zwykle przypomina mi się historia jednej z sióstr , która gościła pod swoim skromnym dachem pewnych braci z Rosji w ramach kongresu międzynarodowego .
To były trudne czasy , gdzie wszystko się zdobywało stojąc w kolejkach ,albo po znajomości. I właśnie owa siostra chciała pochwalić się taką nową zdobyczą-kompletem pięknych sztućców przed swymi gośćmi. Gdy wyjęła z szafy to cudo , bracia rzucili jej się na szyje i zaczęli ją całować krzycząc spasiba, spasiba.
Dobrze, że przyjechali z północy a nie z zachodu.W 1991 roku rodzina ŚJ z Ciechocinka gościła u 'braci' w Pradze, podczas zgromadzenia międzynarodowego w tym mieście. Podczas przygotowania obiadu brat chciał pochwalić smakołyki, które oceniał po węchu, wyrażając głośne 'ale pachnie!'.
Niestety, po mimikach gospodarzy zauważyli goście przygnębienie i pewne zamieszanie gospodarzy. Wskutek czego pewien czas nastrój wesołości opadł. W końcu "brat" z Ciechocinka zrozumiał, że wypowiedział coś, co uraziło domowników. Podjął więc próbę wyjaśnienia. Udało się. Zakończyło się salwą śmiechu.